Nuda w worku - recenzujemy "Miasteczko, które bało się zmierzchu"
2015-07-29 07:54:08Alfonso Gomez-Rejon zrobił remake grindouse’owego klasyka z 1976 roku, inspirowanego serią morderstw w Teksasie z lat 40. Oto morderca z workiem na głowie grasuje po zmroku mordując zakochane pary. Z życiem uchodzi główna bohaterka, Jami. Od tej pory stara się ujawnić tożsamość maniaka.
Film zaczyna się całkiem klimatycznie, jest poczucie grozy i nawet chce się trzymać kciuki za ładną dziewczynę. Niestety opowieść bardzo szybko skręca w stronę rutyny, serwując ciąg przewidywalnych klisz. Przestaje bawić, a zaczyna męczyć. Nawet sceny morderstw nie są jakoś szczególnie pomysłowe.
Zastosowanie puzonu z zamontowanym na końcu ostrzem, autorskim pomysłem twórców nie jest. Całą resztę makabreski jakoś strasznie ugrzeczniono. Po próżnicy szukać tu fantastycznie pomyślanych i tryskających czarnym humorem scen mordu z innych horrorów, znanych miłośnikom cyklu Nocne Szaleństwo.
Umierających nastolatków nam nawet nie szkoda i ich śmierć nie wzbudza żadnych emocji. Umierają tu ledwo poznane postacie trzecioplanowe, więc kciuki trzymamy tylko za zgrabną Jami. Jej śledztwo jest jednak nieporadne a towarzyszący mu wątek miłosny zrealizowano fatalnie.
"Miasteczko, które bało się zmierzchu" nie pasuje do Nocnego Szaleństwa. Szaleństwa nie ma tu ani krzty, a z nocą kojarzy się tylko dlatego, że wywołuje senność. Szkoda marnować czas na ten film. Lepiej wybrać coś innego z bogatego festiwalowego katalogu.
Miasteczko, które bało się zmierzchu, reż. Alfonso Gomez-Rejon, prod. USA, czas trwania 90 min, światowa premiera 14 października 2014
Michał Derkacz