Sex, drugs & podróżowanie (W drodze - recenzja)
2012-07-30 14:23:57„W drodze” Waltera Sallesa pozostawia wielki niedosyt. Twórca „Dzienników motocyklowych” postawił przed sobą trudne zadanie: pokazać wszystko, całe bogactwo powieści Jacka Kerouca. Wyszedł z tego kolorowy i dynamiczny bełkot.
„W drodze” to opowieść o szaleńczej, spontanicznej wyprawie, w którą zapuszcza się trójka przyjaciół – Sal (Sam Riley), Dean (Garrett Hedlund) oraz Marylou (Kristen Stewart). Kerouac opisuje swoje autentyczne przygody, większość przedstawionych historii wydarzyła się naprawdę.
Salles zachował się tak, jakby chciał całą książkę przedstawić w telegraficznym skrócie. Ucierpiała na tym historia. To, co stanowiło o bogactwie dzieła Kerouaca – epizodyczni bohaterowie, obraz Ameryki przełomu lat 40. i 50. – tutaj jest ledwie zasygnalizowane. Owszem, pojawia się cały zbiór amerykańskich szaleńców, autostopowiczów i indywiduów, którzy wraz z głównymi bohaterami przemierzają Amerykę, jednak osoba nieznająca książki niewiele z tego zrozumie. Kolejne postaci nagle pojawiają się i znikają, nic nie wnoszą, nie dodają dodatkowego smaczku. Salles niczym kronikarz odnotowuje tylko ich obecność, nie pozwala im zabrać głosu, ubarwiać historii. Sprowadza przy tym powieść Kerouaca do zbioru migawek, w których bohaterowie głównie chleją, ćpają, uprawiają seks i jadą samochodem. Tak spłyconym dziełem trudno się emocjonować.
Od początku dużo emocji wywoływała obsada filmu. Trudno tu jednak kogoś szczególne wyróżnić albo skrytykować. Wszyscy zrobili swoje, bez większych wpadek, ale i bez błysku geniuszu. Największe pole do popisu miał Garrett Hedlund jako Dean Moriarty - socjopata i lekkoduch, człowiek będący na bakier z odpowiedzialnością, zawadiacki, ale mający w sobie ten urok, za który lubimy łobuzów. Hedlund wypadł w tej roli solidnie, ale oczekiwano po nim dużo więcej. Miał błyszczeć, przejąć dla siebie cały film. Miało być go pełno, miał być tym dziecinnym, zachłannym na życie wariatem, który z błyskiem w oku kłamie, zawodzi przyjaciół, jest fatalnym mężem i ojcem, nie budząc przy tym jednak odrazy, a nawet wywołując nieco współczucia. Hedlund pokazał się jako zdolny rzemieślnik, nie zawodzi, ale i nie daje nam powodów do zachwytu. Wbrew obawom nawet Kristen Stewart jako frywolna i seksualnie wyzwolona Marylou szczególnie nie drażni.
Adaptacja ksiązki Kerouca była jednym z najbardziej oczekiwanych tegorocznych filmów. Apetyty na niego były spore, głodu niestety nie zaspokoił.
Marcin Szewczyk
(marcin.szewczyk@dlastudenta.pl)
Recenzja powstała podczas 12. MFF T-Mobile Nowe Horyzonty (19-29 lipca 2012)