Ależ Fikcja Realnieje
2007-07-23 13:00:18Skandal był gwarantowany. Film dokumentalny o związku homoseksualnym i śmierci aktualnego premiera Danii Andersa Fogha Rasmussena, nie mógł przejść bez echa. Zwłaszcza że premier ma się dobrze, nadal rządzi i jest najpewniej hetero.
Jednak dla nieświadomego widza fikcja nie jest tak widoczna. Poza Danią Rasmussen nie jest rozpoznawany, mało kto wie kim on jest, a co dopiero mówić o orientacji seksualnej. Dlatego umiejętne dobranie różnego rodzaju materiałów archiwalnych przekonuje. Kondolencje wypowiadane przez przywódców największych państw świata są przecież prawdziwe. A że dotyczą innych osób? Nieważne, Morten Hartz Kaplers składa w efektowną mozaikę materiały filmowe z różnych lat i miejsc, dodając do tego własne fragmenty.
Równolegle poznajemy dwie historie. Pierwsza opowiada o Emilu. Młodym zagubionym chłopaku, który usilnie pracuje nad poszukiwaniem właściwej dla siebie ideologii i sensu życia. Jego seksualność jest również nieukształtowana, w domu przysparza wielu problemów, przesiaduje po squatach, dużo eksperymentuje.
W tym czasie rozwija się kariera Rasmussena. Odwołany ze stanowiska ministra skarbu, stopniowo odbudowuje swoją pozycję, by w końcu wylądować na stanowisku premiera Danii. Jednak nie jest do końca szczęśliwy i szuka pocieszenia w elitarnych zgromadzeniach homoseksualnych. Tam poznaje Emila i zakochuje się bez pamięci. Z wzajemnością.
Oto love story na miarę nowych czasów. Pogubiony do granic możliwości młody człowiek i premier jednego z państw europejskich. Ale Kaplers idzie dalej. W Rasmussenie dokonuje się przemiana, afrykański poseł przekonuje go do zaangażowania się w rozwiązywanie problemów czarnego kontynentu. Powstaje projekt największej na świecie drogi. Wkraczamy w świat przesady, a to znak, że pora na refleksję.
Jeszcze tylko odrzucony Emil zabije premiera i możemy podsumowywać. Jest co. Zaraz o zakończeniu projekcji czujemy podziw dla twórcy, który zadał sobie dużo trudu, aby zebrać materiały i poukładać je w tak frapująca całość. Jednak kolejna myśl ma w sobie dużo mniej entuzjazmu. Podziw ustępuje zarzutom, wstępne zauroczenie przeradza się w ważne pytania.
Po pierwsze: czy można potępiać manipulację medialnopolityczną, posługując się narzędziami, które na co dzień służą do jej wytwarzania? To wygląda bardziej na fascynację tym, jakie możliwości dają media i polityka. Przecież jasnym jest, że media są skazane na manipulacje – tak są skonstruowane i tylko od naszej dociekliwości i żywotności intelektualnej zależy czy damy się wrobić. Podobnie jak od naszej ostrożności zależy to, czy damy się okraść – nie potrzebujemy ludzi, którzy będą nas okradać, aby nam cokolwiek uświadomić.
Po drugie: w jaki sposób reżyser doszedł do wniosku, że ma prawo manipulować prywatnością premiera Danii? Dla odbiorcy zewnętrznego to może być nieistotne, ale duńskie środowisko polityczne i opinia publiczna, mogą zacząć wątpić w wiarygodność szefa rządu. Rzucone błoto niestety się przylepia, nie wszyscy próbują dociekać prawdy. Szkalowanie premiera z pewnością nie jest korzystne dla samej Danii.
Po trzecie wreszcie, podobne filmy z przesłaniem są skazane na brak sukcesu. Będą o nich pisać dziennikarze, obejrzą osoby zaangażowane. To tyle. Mało kto zmieni poglądy, ale przede wszystkim mało kto je sobie wytworzy. Bo do takich ludzi trzeba by było dotrzeć – do tych, którzy za prawdę objawioną przyjmują powierzchowność medialną. To oni dają się manipulować, ponieważ mają za mało instynktu, by podążać zgodnie z nakazami rozumu. Film zostanie więc pochwalony przez tych, którzy są siebie świadomi, a przynajmniej za takich się uważają.
Jednak koniec końców nie jest to film niepotrzebny. Zabawny jako pożywka intelektualna, użyteczny jako przypominacz problemów współczesności. Jednak jego siła przebicia będzie ograniczona. Ratunkiem byłoby pokazanie go młodzieży szkolnej w ramach obowiązkowych pokazów. Wtedy narzędzie zostałoby wykorzystane, doszedłby komentarz nauczyciela i efekt mógłby być zadowalający. Ale to już kwestie zależne od państwa, systemu oświaty, polityki. A ta ostatnia przecież manipuluje i za nic się do tego nie przyzna.
Dlatego nie warto grymasić i konstruować wątpliwej jakości rozwiązań edukacyjnych. Warto rozmawiać i wzbudzać kontrowersję. To zrobił Morten Hartz Kaplers. Można na jego film narzekać, doszukiwać się słabości, ale mimo wszystko jest on ważny. Zobaczymy jak oceni go festiwalowa publiczność.
Marcin Gębicki (marcin@dlastudenta.pl)